piątek, 13 maja 2011

33. Brazylijski relaks

JAZZ SAMBA
Stan Getz & Charlie Byrd
MGM/Verve
1962
*****

Niby to Stan Getz, bez wątpienia wybitny saksofonista, jest główną gwiazdą tego albumu, ale nie powstałby on (album, znaczy, nie Getz), gdyby nie Charlie Byrd. To właśnie on przywiózł z podróży do Brazylii zestaw nagrań ze zdobywającą coraz większą popularność bossa novą. Nie on pierwszy rzecz jasna, wpływy żywiołowej brazylijskiej muzyki można było usłyszeć w Stanach i w Europie już nieco wcześniej, ale to właśnie album nagrany przez Byrda i Getza dał początek prawdziwemu muzycznemu szaleństwu. Absolutnie zasłużenie. Zespół Stana Getza nie tylko zainspirował się bossa novą, ale też po prostu wykonuje w kapitalnych jazzowych aranżacjach kilka oryginalnych kompozycji. Dwie z nich pochodzą z dorobku wybitnego brazylijskiego muzyka Antonia Carlosa Jobima, jednego z ojców sukcesu bossa novy. Jobim stał się wkrótce gwiazdą światowego formatu, a każdy, kto zachłysnął się świeżością i unikalnością brazylijskiej muzyki chciał uszczknąć trochę z jego geniuszu dla siebie. Czasami dawało to zresztą znakomite rezultaty, wystarczy wspomnieć wspólny album, jaki w 1967 roku nagrał z Jobimem Frank Sinatra.
Getz i Byrd sięgnęli też po twórczość znakomitego kompozytora i pianisty Ary'ego Barroso, którego akurat Ameryka odkrywać już nie musiała. Barroso od lat cieszył się statusem megagwiazdy – zwłaszcza w Hollywood. Po piosenki Brazylijczyka sięgał m.in. Walt Disney, a w 1944 roku Ary był nawet nominowany do Oscara.
Mając do dyspozycji znakomite utwory południowoamerykańskich kompozytorów Getz i Byrd po prostu nie mogli tego albumu spieprzyć. Jedyny numer skomponowany przez Byrda („Samba Dees Days”) idealnie wpasował się w całość. Zespół nadał bossa novie fantastyczne brzmienie: gitara Byrda brzmi tak, jakby Amerykanin całe życie spędził grając na ulicach Rio de Janeiro, saksofon Getza nadaje płycie cudowną, cooljazzową miękkość. „Jazz Samba” sprawia wrażenie albumu kompletnie niewymuszonego, nie ma w nim sztuczności, jaka często pojawia się, gdy ktoś wpadnie na genialny pomysł połączenia jakiegokolwiek gatunku muzycznego (bo przecież nie wyłącznie jazzu to dotyczy) z czymś, powiedzmy egzotycznym.
Ale nagranie tego krążka wcale nie było łatwe. Byrd i Getz szybko przekonali się, że chcą zagrać bossa novę w jazzowych klimatach, ale długo nie mogli skompletować zespołu, który pozwoliły osiągnąć zamierzony efekt. Po kolejnych próbach zebrali grupę znakomitych instrumentalistów (m.in. dwóch perkusistów) i nagrali album w waszyngtońskim All Souls Unitarian Church w ciągu jednej sesji, 13 lutego 1962. Pięć tygodni później album trafił do sprzedaży i wywołał prawdziwy szał na bossa novę.
Ostatecznie zakończył też przyjaźń obu muzyków. Choć Byrd był pomysłodawcą i motorem napędowym całego przedsięwzięcia, to Getz zgarniał laury (m.in. nagrodę Grammy za utwór „Desafinado”). W 1967 roku Byrd wytoczył nawet byłemu koledze proces o niesprawiedliwy podział zysków ze sprzedaży płyty (sąd przyznał mu rację). Getz być może się tym nawet przejął, ale prawdopodobnie był bardziej zajęty podbijaniem świata kolejnymi brazylijsko-jazzowymi albumami. O jednym z nich, nagranym z pionierem bossa novy Joao Gilberto, napiszę wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz